Kwiaty na bagnach. Mistrz zen Dahui
Projekt wydawniczy "miska ryżu" 2012
Przekład angielski: J.C. Cleary
Przekład polski: Bon Gak
Str. 130, książka ręcznie wiązana, kremowy papier offsetowy
Zamów książkę
Zamów ebooka EPUB MOBI PDF
Książka przedstawia tłumaczenia listów i wykładów na temat zen wielkiego nauczyciela Dahui Zonggao (1089-1163). Jego spostrzeżenia zebrane w tym tomie kierowane są głównie do osób stanu świeckiego, stąd nacisk położony jest na sposoby, w jakie ludzie pogrążeni w sprawach tego świata mogą uczyć się zen i osiągnąć wyzwolenie obiecywane przez Buddę. Chociaż od czasów Dahui minęło już ponad osiemset lat, istota jego przekazu nie jest przypisana żadnym szczególnym czasom, miejscom czy też środkom wyrazu. Dahui urodził się w 1088 r. w Xuanzheng, na południe od rzeki Jangcy w prowincji Anhui, w rodzinie Xi. W szkole szybko okazało się, iż zdecydowanie bardziej woli studia nad buddyzmem niż przedmiotami świeckimi. W swojej okolicy uznawany był za absolutnie wyjątkowe dziecko. W wieku lat 16 opuścił dom, aby rok później „zrzucić włosy”, goląc głowę jako mnich. W wieku 19 lat Dahui rozpoczął swe wędrówki, podążając za tradycyjną praktyką zen odwiedzania różnych wspólnot i pobierania wskazówek od rezydujących tam nauczycieli. Nawet w tak młodym wieku był on uznawany za wcielenie jednego z dawnych mistrzów. Jego wiersze komentują sto znanych publicznych przypadków (koanów) zen, które później stały się sednem Zapisków błękitnej skały nauczyciela Dahui, Yuanwu. Nauczyciel ów nie zaproponował mu choćby słowa wyjaśnienia, lecz jedynie sprawiał, że Dahui wyrażał swe własne rozumienie, przenikając subtelne znaczenie każdego z przypadków. Stary mistrz wykrzyknął: „Ty musisz być kimś, kto przybywa tu ponownie!”…
Fragmenty:
„Nie chwytaj cudzego łuku, nie ujeżdżaj cudzego konia, nie wtrącaj się do cudzych spraw.” Chociaż to pospolite powiedzenie, i ono może być pokarmem zachęcającym do wkroczenia na Drogę. Po prostu nieustannie badaj samego siebie: od rana do nocy, co czynisz, aby pomagać innym i sobie? Jeśli zauważysz choćby najmniejszy ślad stronniczości albo niewrażliwości, musisz sam siebie strofować. Nie zaniedbuj tego!
Kiedyś dawno temu mistrz zen Daolin mieszkał na wysokiej sośnie na górze Xinwang; w owych czasach ludzie nazywali go „Mnichem Ptasie Gniazdo”. Kiedy minister Bo Zhuyi był dowódcą Qiantang, odbył specjalną podróż w góry, aby się z nim spotkać. Bo powiedział: „Mistrzu, tam gdzie siedzisz, to dość niebezpieczne miejsce”. Mistrz powiedział: „Ja być może jestem w wielkim niebezpieczeństwie, jednak ty jesteś w jeszcze większym”. Bo powiedział: „Ja jestem dowódcą w Qiantang; cóż może mi się stać?”. Mistrz powiedział: „Paliwo i ogień są połączone, świadomość i tożsamość odchodzą: jak mógłbyś nie być w niebezpieczeństwie?”.
Bo zapytał również: „Jakie jest ogólne znaczenie buddyjskiego nauczania?”. Mistrz powiedział: „Nie popełniaj żadnych złych czynów, praktykuj wiele cnót”. Bo stwierdził: „Nawet trzyletnie dziecko mogłoby tak odpowiedzieć”. Mistrz odparł: „Chociaż trzyletnie dziecko mogłoby tak odpowiedzieć, osiemdziesięcioletni starzec nie potrafi się do tego zastosować”. Wtedy Bo pokłonił się i odszedł.
Uczeń powinien czytać dużo różnych książek po to, aby zwiększyć swą wrodzoną wiedzę. Ty jednak zabrałeś się za zapamiętywanie słów dawnych mistrzów, gromadząc je w swej piersi, czyniąc z tego swe zadanie, polegając na nich jako na czymś, na co można powołać się w dyskusji. Jesteś daleki od zrozumienia intencji wykładania nauk przez dawnych mistrzów. Oto co nazywamy liczeniem przez cały dzień cudzego majątku, podczas gdy samemu nie posiada się nawet grosza. Podobnie jest z buddyjskimi pismami: musisz dostrzec księżyc i zapomnieć o wskazującym na niego palcu. Nie stwarzaj rozumienia opartego o słowa. Dawny mistrz powiedział: „Buddowie wygłaszali swe nauki w celu wyzwolenia wszystkich umysłów; ja nie posiadam żadnego umysłu, jaki więc mógłbym mieć pożytek z tych nauk?”. Jeśli uczniowie będą potrafili czytać pisma z tego rodzaju nastawieniem, wtedy ci o silnym postanowieniu osiągną niejakie zrozumienie intencji dawnych mistrzów.
Kiedy osiągniesz już spokojny bezruch ciała i umysłu, musisz kontynuować szczery wysiłek. Nie zadowalaj się od razu spokojnym bezruchem – w naukach nazywa się to „głęboką otchłanią wyzwolenia”, której należy się bardzo strzec. Musisz móc swobodnie poruszać się we wszystkich kierunkach, niczym tykwa unosząca się na wodzie, być niezależnym i wolnym, niepodlegającym ograniczeniom, wkraczającym bez przeszkód ani zatapiania się w czystość i nieczystość. Dopiero wtedy poznasz do pewnego stopnia szkołę mnichów w szatach z łat. Jeśli udaje ci się jedynie niańczyć w ramionach dziecko, które wcale nie płacze, to jaki jest z tego pożytek?